niedziela, 25 października 2015

przemyślenia rękodzielnika...

Pojawiłam się z przemyśleniami:)

Piękna jesień, te spacery na ścieżkach wymalowanymi złotymi liśćmi i promienie słoneczne przebijające się jeszcze przez te, które trzymają się kurczowo gałęzi drzew, dają zjawiskowy efekt i już mogło by tak pozostać. Za moment będzie już inaczej i dlatego też zaczęłam myśleć o świątecznym czasie.
     W internecie już widać piękne prace rękodzielników, jest w czym wybierać. Widać w nich ogrom pracy i pomysłów, a każdy produkt ma to coś.
mała niespodzianka

Ostatnio widziałam post "...czy rękodzielnictwo jest dochodowe?"
Przeczytałam wiele wypowiedzi, były różne i ciekawe, ja po ich przeczytaniu miałam inne przemyślenie.

Tak naprawdę to, to co robiłam i robię nigdy bym  nie nazywała rękodzielnictwem. Wymyślałam swoje prace i rozdawałam bliskim, albo osobom którym się podobają za jakieś śmieszne pieniądze.
Pisałam wcześniej, że moja historia pokazywania się w internecie jest zaledwie kilkumiesięczna i to będą moje pierwsze świąteczne prace, które Wam pokażę.

Jasne że byłoby super robić to, co się kocha i, ot tak, zarabiać fajne pieniądze, zbierać pochwały, a nawet zostać kreatorem mody w danej dziedzinie.

Ludzi utalentowanych i kreatywnych w Polsce nie brakuje jak widać i cierpliwie z ogromną pokorą przebijają się przez sklepowe chińskie stoiska. Cieszy fakt, że przyszli właściciele naszych produktów też są wrażliwi i otwarci na sztukę że dalekim łukiem omijają markety z chińszczyzną.
Pięknie popatrzeć jak to się zmienia, że polskiego rękodzielnika docenia się nie tylko za granicą, ale tu w naszym kraju, że każdy za nieduże pieniądze może być posiadaczem produktu ręcznie zrobionego-produktu zrobionego nie tylko rękami, ale sercem i otoczonego dobrą energią.

Czy tak nie jest KOCHANI???

Zatem róbmy to, co robimy jak najlepiej, a efekty przyjdą same, bo ważne że to robimy, a przy tym dajemy radość innym, że nasz produkt poszedł w dobre ręce, do osoby wrażliwej i dobrej tak jak my sami. Może dzięki zakupom u rękodzielnika na świąteczny prezent, osoba obdarowana będzie szczęśliwsza , bo dostanie coś wyjątkowego???






sobota, 10 października 2015

Panna Liściasta

Dlaczego taki tytuł? Kiedyś swoim dzieciom wymyśliłam bajkę pod takim tytułem.Teraz dzieci mają już trochę lat i pamiętają Pannę Liściastą, a niedawno zaczęłam ją opowiadać swojej trzyletniej wnusi.
        Takie małe wprowadzenie po porannym spacerze z moim kochanym psem, który miał frajdę z jesiennych liści leżących już na ziemi. Tylko jest szok, jak te piękne kolorowe liście są zmuszone leżeć wśród śmieci wyrzucanych nie przez spacerowiczów! Wy też macie na pewno w sobie taką złość jak udajecie się w swoje zakątki na spacer: jest kosz dlaczego śmieć leży obok, jest kawałek trawy a na niej pokrzywa czy mięta i wśród nich butelki, są krzewy - teraz tak kolorowe a dlaczego jego gałązki muszą być obwieszone foliakami???
    Foliaki- tak nazwałam te" torby" foliowe rozdawane ludziom w sklepach za ciężko zarobione pieniądze każdego miesiąca, tak- płacimy za to że zaśmiecamy a potem płacimy za to że przyjeżdża pan i zabiera te śmieci. Właśnie dzisiaj policzyłam to dość szybko na swoim przykładzie.
Za hankową torbę  mogę kupić około 100-150 foliaków.
Teraz sobie wyobraźcie tą ilość we własnym domu, ile to miejsca może zająć i jak to wygląda. Jak ja to sobie wyobraziłam to zrobiło mi się wstyd i smutno, bo to mała produkcja śmieci we własnym domu a przecież nie jestem sama i się przeraziłam!
     Tak dużo się o tym mówi wszędzie, jakie to szkody dla naszej ziemi, ale na co dzień zapominamy o tym. Dlatego wymyśliłam hankowe torby.
     Któregoś dnia zastanawiałam się co jeszcze mogę wymyślić oprócz obrazków, podkładek na stół czy narzut na łóżko z tych kawałków które mam pod ręką. Leżała sobie torba w kuchni kupiona w markecie, taka jak wiele innych, podeszłam do niej i zaczęłam oglądać- jakaś taka nie fajna z logiem marketu i już trochę poniszczona, Szybko ją zwinęłam i wrzuciłam do szuflady, apotem było łał!!!
Ja krawcowa nie mam w domu porządnej torby na zakupy, oj wstydź się stroisz stoły, ściany ubierasz ludzi a do sklepu idziesz ze szpetnie wyglądającą torbą albo znosisz foliaki do domu.
    Uszyłam pierwszą i sprawiło mi to przyjemność, duża, pakowna i do tego ładna, no i nie muszę chować do szuflady tylko powieść na krześle w kuchni- ot taka mała ozdoba i zawsze pod ręką.
Teraz ta torba jest w dobrych rękach, bo obdarowałam nią moją sympatyczną Zosię z którą spędziłam miłe chwile na Kaszubach (i Ona wie że to ta pierwsza).
    A potem szyłam i wymyślałam następne, Jak uszyłam już pierwszych piętnaście sztuk to pokazałam rodzinie, synowie ze swoimi dziewczynami zaczęli przebierać, dopasowywać do swoich potrzeb- jeden głos "o będę miała w czym nosić śniadanie do pracy a w drodze powrotnej wrzucę do nie zakupy", drugi głos " a ja dokumenty, bo ciągle mam porozrzucane w samochodzie" , następny  głos " a ja wezmę tą na zakupy i nie widać że tylko dla kobiet". Mąż też ma swoją ulubioną, ta zawsze wisi na krześle w kuchni. Nie wiedziałam że takim prostym i oczywistym drobiazgiem mogę dać odrobinę radości swoim bliskim.
    Teraz namawiam Was do zrobienia czegoś z niczego a przy tym bardzo, bardzo pożytecznego.
Otwórzcie swoje szafy i zabierzcie się do pracy niech nasze ulice zrobią się kolorowe i wesołe, a jeżeli nie potraficie sami tego zrobić- pomogę, wyślijcie do mnie swoje kochane skarby a ja się postaram dać im drugie życie, nie kupujcie chińszczyzny bo te stare rzeczy w szafie są lepsze, ładniejsze i mają swoją historię.
    Może mi się też uda zrobić krótki filmik- zrób to sam, albo może zorganizuję kurs szycia nie wiem jeszcze co wymyślę ale tego tak nie zostawię.

sobota, 3 października 2015

Mój model

    Obiecałam że opiszę historię mojego modela i...
Poznałam go jeszcze jak byłam w podstawówce szósta albo siódma klasa. Razem z rodzicami przeprowadziliśmy się ze wsi do miasta, miasta które w tamtych czasach było przykładem szybkiego rozwoju gospodarczego ze względu na swoje położenie i dobro jakie posiada- miedź. Znane na całą Polskę kopalnie miedzi w Lubinie a ja młoda dziewczynka w samym centrum miasta zamieszkiwałam jeden z wieżowców, po prostu szok, nie dość  że ze wsi do miasta, wieżowiec to jeszcze dziewiąte piętro- wiecie winda ,chodniki i te" ładne ulice miejskie".
    Właśnie tam dzień w dzień miałam swoją wyprawę z domu do szkoły, nie jeździłam autobusami bo uwielbiałam chodzić pieszo bo tyle ciekawych rzeczy działo się po drodze. Zawsze mijałam w centrum uliczkę która wśród tych nowych osiedli wyglądała inaczej, były na niej sklepiki i usługowe punkty: była tam pani która robiła gorsety , modystka z ekspozycją pięknych kapeluszy(miała w swym oknie kapelusze i zawsze marzyłam o jednym z nich), kuśnierz który szył kożuszki i krawiec.
Tuż przy witrynie wystawowej  krawca widać było manekina który codziennie miał inne ubranko, raz to męskie a raz damskie. Jak wracałam ze szkoły to zawsze było więcej czasu i mogłam poobserwować pana krawca który swymi zwinnymi rękami tańczył z igłą i nitką przy manekinie.
   Po ponad dziesięciu latach jak już byłam mamą dwóch fantastycznych chłopców dorabiałam w domu przy dzieciach i szyłam dla pań z KGHM-u modne ubranka (wtedy jeszcze nie było nic w sklepach). Tak któregoś dnia trafiła do mnie Pani Małgosia, ot tak jak inne panie przyszła sobie coś uszyć, była inna od pozostałych klientek bo jakaś taka nieufna. W końcu odpowiedziała na swą nieufność do tego co robiłam, powiedziała że całe życie szył jej tato, który niedawno zmarł.
   Uszyłam jej pierwsze ubranko (była zadowolona) i wtedy zapytała czy nie chciałabym kupić czegoś dla siebie z zakładu po ojcu i czy mogę ją odwiedzić i sobie coś wybrać- zostawiła adres i kilka dni później poszłam.
Wiecie jaki to był adres? Tak ten sam który znałam z podróży do szkoły i tam właśnie stał ten mój manekin , nie zastanawiałam się długo co chcę- wybrałam jego i jest zemną do teraz. Faktem jest że pamięta lata wojenne nawet już tak wygląda ale jest kochany i ma duszę , to w jego obecności przesiaduję godzinami w swoim warsztacie i tańczę z igłą i nitką przed nim tak jak wtedy ten Pan krawiec.
   Jak dużo nie trzeba by wróciło do nas,to co wcześniej czy później  tak bardzo nam się podoba czy podobało i czym się zachwycamy, trzeba tylko poczekać cierpliwie aby przyszedł ten moment, myślę że mój manekin opowiedział by wam dużo ciekawsze historie ale moja jest taka